Uwaga! Ministerstwo Higieny Umysłowej ostrzega!
Dalsze czytanie grozi zakrztuszeniem się ze śmiechu bo mogłem tu i ówdzie palnąć głupotę z racji takiej, iż jestem astronomicznym laikiem (i klimatologiem). Co nie przeszkadza mi się mądrzyć jak na prawdziwie dumnego Polaka przystało (Discovery i wiki mam do kaduka!).
Wyobraźmy sobie na początek naszego Sola - skalistą planetę pokrytą grubą warstwą lądolodu. Ma atmosferę, glebę, wodę i prawie wszystko co jest potrzebne do życia. Do szczęścia brakuje tylko dużo ciepła (nikt go nie chce przytulić buuu!).
Powiedzmy, że jest w okolicy w niezmiernie odpowiedniej odległości gwiazda, której promieniowanie podniesie temperaturę na powierzchni Sola. Gdyby nasza śnieżynka kręciła się wokół swojej osi to mielibyśmy sytuację jak z Ziemią czyli ogrzewana byłaby cała powierzchnia niczym pieczony kurczak w budzie z szybkim jedzeniem. By został roztopiony tylko fragment planety musi być on skierowany ciągle (tylko jedną stroną) w kierunku gwiazdy w czasie swojej wędrówki w tym układzie planetarnym (np. po orbicie wokół gwiazdy). Dzięki temu mamy pięknie wytopiony obszar, na którym może rozwinąć się życie (chór bakterii śpiewa: sto milionów lat!).
Nie jest to rzecz niezwykła bo podobnie zachowuje się ziemski Księżyc pokazujący nam wstydliwie tylko część swojego oblicza (panie, ja słyszałem, że to spisek). Zwykle mówi się o połowie ale przez pewne wahania można z Ziemi obserwować około 59% jego powierzchni.
Teraz weźmy się za strefy klimatyczne. Na naszej Ziemi to skomplikowana sprawa i nie da się zaadaptować tego rozwiązania zupełnie (potrzebowalibyśmy nachylonej osi obrotu). Obawiam się, że sama krzywizna planety a więc położenie gwiazdy nad horyzontem nie wystarczy do znacznego zróżnicowania ilości otrzymywanej energii. Można by jednak przyjąć, iż ilość docierającego promieniowania do powierzchni jest regulowana dodatkowo przez niejednorodną atmosferę. W centrum wytopionego obszaru może być nikła warstwa ozonowa przepuszczająca wszystko jak leci i grzejąca szczodrze niczym mikrofala (z równie przyjaznym dla "życia" skutkiem). Więc tam mielibyśmy bardzo ciepłą strefę "międzyzwrotnikową". Następnie okalałyby ją strefy "podzwrotnikowe", później "umiarkowane" a w końcu przy lądolodzie tundry i zmarzliny "okołobiegunowe" przechodzące w wieczny mróz. Ponieważ atmosfera może się różnie kształtować więc kształt stref, mam nadzieje, niekoniecznie będzie musiał być owalny/koncentryczny. W razie potrzeby dodatkowym regulatorem mogą być stałe układy chmur.
Nie mam śmiałości by próbować wyjaśnić ruchy mas powietrza czy też stałych wiatrów więc milcząco założę, że jakoś to tam działa (choć z pewnością kilku rześkich gnomich badaczy będzie balonami zgłębiać ten temat).
Jest super, wydawać by się mogło, ale brakuje nam jeszcze do szczęścia tak prozaicznych rzeczy jak pory roku oraz noc. No bo w końcu nasi bohaterowie muszą kiedyś tropić ślady w śniegu oraz skradać się do wrogiego obozowiska nocą. No bo co to za zabawa jakby tego nie było, nie? Więc do pór roku potrzebujemy by nasz Sol okrążając gwiazdę robił to po elipsie by ilość ogrzewającego powierzchnię promieniowania zmieniała się z czasem. Dla jasności to tak nie działa w przypadku naszej Ziemi bo u nas załatwia to nachylenie osi obrotu. Tu niestety nam obcięli dotacje więc może poradzimy sobie dzięki wydłużonej orbicie eliptycznej.
Teraz pora na noc. Ponieważ wcześniej założyliśmy, że Sol nie obraca się względem gwiazdy więc niestety nie możemy skorzystać z tego ruchu. Coś zatem musi przesłaniać od czasu do czasu gwiazdę. Mogłaby to być przykładowo... ta, ta, tadam... inna planeta! A nasz mały Sol mógłby krążyć wokół tej planety. Byłby wtedy zasadniczo księżycem ale czy rabując starożytne lochy kogoś to wzrusza? Jeśli poprawi to nastrój to Sol mógłby być obcą planetą przechwyconą przez niniejszy układ planetarny. Bądź też inną planetą tego układu, która została porwana (skandal!) przez jednego z sąsiadów (ja mu tego nie daruję!).
Mamy więc dzień, noc, pory roku, energię ale docierającą tylko na fragment planety. Uważny czytelnik zapytać powinien: ale czekaj, hola, hola! co z tym wędrowaniem stref klimatycznych? No więc dla uproszczenia wywodu, przyjęliśmy na początku założenie, że Sol jest zawsze skierowany do gwiazdy jedną stroną. Teraz wystarczy poluźnić ten warunek by Sol był "prawie" stale skierowany. Tak by się wolniuteńko obracał by nowe obszary planety mogły się rozmrażać a te wpadające w mrok mogły na powrót zamarzać. Nie robi szczególnie różnicy w którym kierunku ten obrót będzie. Możemy przyjąć, że będzie to dla nas umowna oś północ-południe. Dałoby to efekt, iż cykl rozmrażania i zamarzania dotyczyłby ciągle tego samego pasa planety. Dla większej dramaturgi możemy przyjąć, że ruch jest bardziej złożony. Wzbogaćmy go dodatkowo o przesunięcie w umownej osi wschód-zachód tak by cykl nie nakładał się zbyt szybko i pas wił się po planecie niczym nitka włóczki nawijana na kłębek.
Kwestią do ustalenia jest jak szybki jest ten obrót. Jeśli założymy 1% rozmarzliny rocznie to po 100 latach te sam obszar zdąży rozmarznąć, przejść przez wszystkie strefy klimatyczne by z powrotem pokryć się lodem. 1 promil dawałby 1000 lat. Wydaje mi się całkiem sporo. Nasza Ziemia ma obwodu około 40 tyś. kilometrów. Więc 20 tyś. km przez 1 tyś. lat da 20 kilometrowy pas gruntu rozmarzającego co roku. Może być. Może nawet ciut za mało. 50-100 km rocznie też dałoby radę. Można do pewnej granicy manipulować czasem od/do granicy zlodowacenia oraz wielkością nowo odkrywanej powierzchni ponieważ można przyjąć, że Sol jest większy od Ziemi (no ba!).
Skrótowo:
- Na planecie-porywaczu też może się coś ciekawego dziać. Może jest tam inna cywilizacja bądź też, o zgrozo, inna forma życia! Może jest świadoma istot żyjących na Sol? Może ma wielkie katapulty, którymi wystrzeliwuje dziwne pojemniki/kapsuły gdy Sol jest w peryapsisie? I tylko w powietrzu wisi pytanie czemu chcą ich zjeść sauté z batatami w mundurkach?
- A czy planeta-porywacz (propozycja nazwy mile widziana) ma też inne satelity? Choć kilka dałoby interesujący efekt wizualny na niebie. Iiii jeszcze pierścienie! Albo lepiej tuzin. Tak, dwa tuziny księżyców i tuzin pierścieni proszę zapakować na wynos. A czy jest w ofercie jakiś zgrabny pas planetoid?
- A jeśli budżet pozwoli to ta gwiazda w układzie może być podwójna albo i nawet potrójna, (iii... sprzedane!)
- Na ciemnej stronie Sol jest bardzo zimno-no-no i ciemno. Ciekawe co tam żyje jeśli żyje? Może podróżując tam, drogę oświetlałaby czasami koniunkcja księżyców?
- Sol może mieć albo i nie aktywny proces górotwórczy/tektonikę płyt.
- Ale na pewno damy mu co najmniej ze dwa księżyce, no kto bogatemu zabroni?
- Dodatkowo grawitacja porywacza (szczególnie jeśliby był duży jak gazowy olbrzym) mógłby rozgrzewać płaszcz Sola przez naprzemienne rozciąganie i ściskanie wnętrza (jeśli energia by się nie bilansowała).
W następnym odcinku: podróż za jeden bezzębny uśmiech czyli wycieczka objazdowa smoko-stopem od północy do południa.
ps. Wśród obserwujących witam Nimsarna prowadzącego bloga Ścieżka oraz Hyakuman Seirei tworzącego Dwanaście Masek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz